Sprawa wojny czy pokoju weszła w stadium krytyczne. Jej rozwiązanie zależy wyłącznie od nas. Jeżeli zawrzemy traktat z Anglią i Francją, Niemcy będą zmuszone odstąpić od planów agresji, ustąpić wobec stanowiska Polski. Będą też szukać ułożenia stosunków z mocarstwami zachodnimi. W ten sposób będziemy mogli uniknąć wybuchu wojny, ale dalszy rozwój wydarzeń poszedłby wówczas w niewygodnym dla nas kierunku. Natomiast jeśli przyjmiemy niemiecką propozycję zawarcia z nimi paktu o nieagresji, umożliwi to Niemcom atak na Polskę i tym samym interwencja Anglii i Francji stanie się faktem dokonanym. Gdy to nastąpi, będziemy mogli z pożytkiem dla nas czekać na odpowiedni moment dołączenia do konfliktu lub osiągnięcia celu w inny sposób. Wybór jest więc dla nas jasny: powinniśmy przyjąć propozycję niemiecką, a misję wojskową francuską i angielską odesłać grzecznie do domu...
Moskwa, 19 sierpnia
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939. Geneza i skutki agresji, t. 1, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994.
Zawarcie ze Związkiem Sowieckim paktu o nieagresji oznacza dla mnie ustalenie niemieckiej polityki w dłuższej perspektywie czasowej. Niemcy wracają w ten sposób do linii politycznej, która w minionych stuleciach przyniosła obydwu państwom korzyści.
[...] Napięcie między Niemcami a Polską stało się nie do zniesienia. Postawa Polski wobec wielkiego mocarstwa jest tego rodzaju, że w każdej chwili może nastąpić kryzys. W obliczu tej bezczelności Niemcy są zdecydowane strzec wszystkimi środkami interesów Rzeszy.
Berlin, 20 sierpnia
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939. Geneza i skutki agresji, t. 1, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994.
Narody naszych krajów potrzebują wzajemnych stosunków pokojowych. Zgoda Rządu Niemieckiego na zawarcie paktu o nieagresji stanowi podstawę do zlikwidowania politycznego napięcia i ustanowienia pokoju oraz współpracy między naszymi krajami.
Rząd Sowiecki upoważnił mnie do zakomunikowania Panu, że zgadza się na przyjazd pana [Joachima] von Ribbentropa do Moskwy 23 sierpnia.
Moskwa, 21 sierpnia
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939. Geneza i skutki agresji, t. 1, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994.
Rząd ZSRR i rząd Niemiec, powodowane pragnieniem umocnienia sprawy pokoju między ZSRR i Niemcami i wychodząc z zasadniczych założeń umowy o neutralności, zawartej pomiędzy ZSRR i Niemcami w kwietniu 1926 roku, doszły do następującego porozumienia:
Art.1. Obie umawiające się strony zobowiązują się powstrzymywać od wszelkiego gwałtu, wszelkiego działania agresywnego i wszelkiej napaści we wzajemnych stosunkach, zarówno samodzielnie, jak i wspólnie z innymi mocarstwami.
Z tajnego protokołu dodatkowego:
W wypadku nastąpienia terytorialnych lub politycznych zmian na terenach należących do Państwa Polskiego granica strefy interesów Niemiec i ZSRR przebiegać będzie w przybliżeniu po linii rzek Narew, Wisła i San. Kwestia, czy w interesach obu stron będzie pożądanym utrzymanie niezależnego Państwa Polskiego i w jakich granicach, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona dopiero w toku dalszych wypadków politycznych. W każdym razie oba rządy rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia.
Moskwa, 23 sierpnia
Stosunki Rzeczpospolitej Polskiej z państwem radzieckim 1918–1943. Wybór dokumentów, opr. Jerzy Kumaniecki, Warszawa 1991.
Od czasu do czasu odbywały się w parku im. Gorkiego masowe mityngi, na których oficjalny mówca naświetlał aktualną międzynarodową sytuację polityczną, oczywiście, z punktu widzenia sowieckiego. [...]
Taki mityng miał się odbyć 8 września 1939 o godzinie drugiej po południu. Umówiłem się więc z trzema zaprzyjaźnionymi attaché wojskowymi: angielskim, amerykańskim i fińskim, że pojedziemy na niego razem, bo miała być omawiana wojna niemiecko-polska. Wszyscy mówiliśmy biegle po rosyjsku.
Przemówienie było nieprzychylne dla Polaków i zebrani przyjęli je raczej chłodno. Dopiero, gdy pod koniec przemówienia mówca podniesionym głosem krzyczał: „A cóż, my, sowiecki naród i rząd, mamy patrzeć z założonymi rękami na cierpienia naszych braci Białorusinów i Ukraińców z winy pańskiej Polski?”. Mówca nie dał, wprawdzie, odpowiedzi na to pytanie, ale zebrani zrozumieli je po swojemu, a mianowicie, że wojska sowieckie pójdą na pomoc Polsce! Prawie wszyscy krzyczeli: „W pachod, w pachod protiw wrednym Germancam!”. Gdyśmy już wsiedli do samochodu, angielski attaché, pułkownik Firebrace, zapytał mnie, co myślę o tym końcowym zapytaniu mówcy. Odpowiedziałem prawie bez namysłu: „Caryca Katarzyna wysłała kiedyś swe wojska przeciwko Polakom pod pretekstem ochrony dysydentów, a teraz Stalin wyśle swoje pod pretekstem obrony pobratymców i zabierze pół Polski”. Wszyscy trzej smętnie przytaknęli głowami.
Moskwa, 8 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Na dzisiejszej konferencji [...] [Wiaczesław] Mołotow zmienił swoje wczorajsze oświadczenie, mówiąc, że rząd sowiecki został całkowicie zaskoczony przez niespodziewanie szybkie niemieckie sukcesy wojskowe. Stosownie do naszego pierwszego komunikatu, Armia Czerwona liczyła na kilka tygodni, które obecnie skróciły się do kilku dni. Toteż sowieckie władze znalazły się w trudnej sytuacji, gdyż ze względu na tutejsze warunki potrzebują one jeszcze jakichś dwóch do trzech tygodni na przygotowania. Powyżej 3 milionów ludzi zostało już zmobilizowanych.
Usilnie tłumaczyłem Mołotowowi, jak decydujące znaczenie w obecnej sytuacji miałaby szybka akcja Armii Czerwonej. Mołotow powtarzał, że robi się wszystko, co jest możliwe, dla przyspieszenia akcji.
Moskwa, 10 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1: 1939–1942, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Mołotow zaprosił mnie dzisiaj do siebie na godzinę 16.00 i oświadczył, że gotowość Armii Czerwonej została osiągnięta szybciej niż oczekiwano. Dlatego akcja sowiecka może nastąpić wcześniej, niż przyjmował on podczas naszego ostatniego spotkania. Dla politycznej podbudowy sowieckiego wkroczenia (rozpad Polski i ochrona mniejszości „rosyjskiej”) najwyższą wartość miałoby wejście do akcji dopiero wtedy, gdyby stolica Polski — Warszawa — padła. Dlatego Mołotow prosił, aby mu w możliwie najbliższym terminie zakomunikować, kiedy można liczyć na zajęcie Warszawy.
Moskwa, 14 września
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939. Geneza i skutki agresji, t. 1, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994.
Białoruski, ukraiński i polski naród broczą krwią w wojnie wznieconej przeciwko Niemcom przez rządzącą klikę obszarniczo-kapitalistyczną Polski. Robotnicy i chłopi Białorusi, Ukrainy i Polski powstali do walki ze swym odwiecznym wrogiem — obszarnikami. Głównym siłom Armii Polskiej wojska niemieckie zadały poważną klęskę. 3 Armia 17 września o godzinie 5.00 przechodzi do natarcia z zadaniem wsparcia powstańców — robotników i chłopów z Białorusi i Polski — w ich walce o obalenie ucisku obszarniczo-kapitalistycznego i niedopuszczenia do zagarnięcia terytorium Białorusi Zachodniej przez Niemcy. Najbliższym zadaniem Armii jest rozbicie i wzięcie do niewoli sił zbrojnych Polski działających na wschód od granicy litewskiej.
Połock, 15 września
Czesław Grzelak, Dziennik sowieckiej agresji. Wrzesień 1939, Warszawa 1994.
Stalin przyjął mnie o drugiej w nocy w obecności Mołotowa oraz Woroszyłowa i oświadczył, że Armia Czerwona przekroczy dziś rano o godzinie szóstej granicę radziecką na całej linii od Połocka do Kamieńca Podolskiego.
Dla uniknięcia nieporozumień, Stalin pilnie prosił, aby lotnictwo niemieckie od dzisiaj nie przekraczało na wschód linii Białystok–Brześć–Lwów. Samoloty radzieckie rozpoczną już dzisiaj bombardowanie terenów na wschód od Lwowa.
Moskwa, 17 września
Stosunki Rzeczpospolitej Polskiej z państwem radzieckim 1918-1943. Wybór dokumentów, opr. Jerzy Kumaniecki, Warszawa 1991.
Żaden z argumentów użytych dla usprawiedliwienia uczynienia z układów świstków papieru nie wytrzymuje krytyki. Według moich wiadomości głowa państwa i rząd przebywają na terytorium Polski... Zresztą sprawa rządu nie jest w tej chwili istotna. Suwerenność państwa istnieje, dopóki żołnierze armii regularnej biją się... To, co nota mówi o sytuacji mniejszości, jest nonsensem. Wszystkie mniejszości... dowodzą czynami swej całkowitej solidarności z Polską w walce z germanizmem. Wielokrotnie w naszych rozmowach mówił pan o solidarności słowiańskiej. W chwili obecnej nie tylko Ukraińcy i Białorusini biją się u naszego boku przeciw Niemcom, ale także legiony czeskie i słowiańskie. Gdzie więc podziała się wasza solidarność słowiańska?
Moskwa, 17 września
Zmowa. IV rozbiór Polski, opr. Andrzej Leszek Szczęśniak, Warszawa 1990.
Ruszyliśmy ku granicy. Punktualnie o siódmej postawiłem nogę na zaorany pas ziemi oznaczający granicę. Jeszcze sekunda i znajduję się na terytorium Polski. Po terenie nie rozróżnisz, jednak po domach i chłopach znać, że nie jestem w przepięknym kraju sowieckim. Widzę pierwszy chutor i dwie dziewczyny [...]. Przemieszczamy się dalej, napotykamy radosne i zapłakane z radości twarze naszych braci — Białorusinów. Wszędzie okazują pomoc. Oporu nie ma.
17 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Po dziesięciu minutach lotu zauważyłem na szosie jadącego na rowerze w przeciwnym kierunku sierżanta. Coś mnie tknęło, że coś nie w porządku, bo jechał jak szalony w rozpiętym mundurze. [...]
Lecę w kierunku południowo-wschodnim, a tu aż mnie podrzuciło: na przestrzeni trudno mi nawet określić jak dużej kotłuje się ogromna masa, najpierw idą czołgi, potem kawaleria, znowu czołgi, znowu kawaleria... Myślę: trzeba się zorientować, ile jest tego; nie mogę — masa, masa... Wracam do Petlikowic, dochodzę do miasta, w którym stały kolumny i widzę, jak batalion zmotoryzowany KOP wali co sił w kierunku bolszewików. Odległość jakieś 15 kilometrów pomiędzy nimi. Podlatuję, macham skrzydłami, pokazuję kierunek i teraz zapominam o wszystkim — tu widzę garstkę, a tam przecież straszna masa!
Latam na odcinku między nimi, odległość się zmniejsza. Gdy przelatuję nad bolszewikami, ci nie strzelają, natomiast konie jak szalone skaczą, psują szyki. Myślę sobie, że choć narobię im bałaganu, przeto pikuje raz, drugi, trzeci, za czwartym słyszę huk i rzegot karabinów — to taczanki bolszewickie [...]. Wracam do KOP-u. Odległość jakieś 10 kilometrów. Pędzą jak przedtem, jestem pewien, że będą się bić, trzeba im pomóc, zawsze coś znaczy zamieszanie wywołane przez samolot. Teraz jest mi wszystko jedno — pikuję, strzelam w kupę koni, jest tego tyle, że nie potrzebuję specjalnie celować. Niestety, wszystko ma swój koniec — karabiny przestały strzelać, brak amunicji. To mnie przywróciło do równowagi, przypomniałem sobie rozkaz — wracam.
Woj. tarnowskie, 17 września
Wiktor Cygan, Kresy w ogniu. Wojna polsko-sowiecka 1939, Warszawa 1990.
Jechaliśmy wolno [w kierunku Tarnopola]. [...] W pewnym momencie dostrzegłam na horyzoncie masę ruchomych, ciemnych punkcików. Z każdą chwilą powiększały się, były bliżej. Widok ten sprawiał wrażenie groźnej szarańczy. Można już było odróżnić nieprzebraną ilość sylwetek ludzkich, w długich wojskowych płaszczach, szpiczastych czapkach, z osadzonymi na karabinach bagnetami. Wojsko to dosłownie zalało pola, drogi, zagajniki. Za piechotą ukazały się wolno posuwające się czołgi.
Był już dzień, gdy dojechaliśmy do Nowego Sioła. Przerażona ludność stała przed domami, pytała, co się dzieje. Pytania były zbędne: było oczywiste, że idzie na nas Azja.
Nowe Sioło, woj. tarnopolskie, 17 września
Moje zderzenie z bolszewikami we wrześniu 1939 roku, red. Krzysztof Rowiński, 1986.
Obywatele! Gdy armia nasza z bezprzykładnym męstwem zmaga się z przemocą wroga od pierwszego dnia wojny aż po dzień dzisiejszy, wytrzymując napór ogromnej przewagi całości bez mała niemieckich sił zbrojnych, nasz sąsiad wschodni najechał nasze ziemie, gwałcąc obowiązujące umowy i odwieczne zasady moralności.
Stanęliśmy tedy nie po raz pierwszy w naszych dziejach w obliczu nawałnicy, zalewającej nasz kraj z zachodu i wschodu. [...]
Obywatele! Z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzeczpospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego, choć z ciężkim sercem, postanowiłem przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczpospolitej i Naczelnych Organów Państwa na terytorium jednego z naszych sojuszników. Stamtąd, w warunkach zapewniających im pełną suwerenność, stać oni będą na straży interesów Rzeczpospolitej i nadal prowadzić wojnę wraz z naszymi sprzymierzeńcami.
Obywatele! Wiem, że mimo najcięższych przejść, zachowacie, tak jak dotychczas, hart ducha, godność i dumę, którymi zasłużyliście sobie na podziw świata.
Na każdego z was spada dzisiaj obowiązek czuwania nad honorem naszego Narodu, w najcięższych warunkach. Opatrzność wymierzy nam sprawiedliwość.
Kosów, woj. stanisławowskie, 17 września
Napaść sowiecka i okupacja polskich ziem wschodnich (wrzesień 1939), red. Józef Jasnowski, Edward Szczepanik, Londyn 1985.
Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami — bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii.
Kosów, woj. stanisławowskie, 17 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Potęgujący się w decybelach chrzęst i raptowny odgłos ciągłej strzelaniny z broni maszynowej, bez rozkazu postawił nas na nogi. Skoczyliśmy do karabinów. W tym momencie na plac poczęły wpełzać czołgi, na których nie było żadnych oznak, ani numerów. Z karabinów maszynowych sypały ogniem ciągłym w stronę okien okalających plac domów. Nie wiem, w jaki sposób w piekielnym hałasie uszy moje odebrały rozkaz dowódcy: „Bez broni w dwuszeregu zbiórka!”. Po sformowaniu szeregu ustał ogień z czołgów i powstała cisza potęgująca jeszcze bardziej moje napięcie psychiczne.
Nasz dowódca zbliżył się do najbliższego czołgu i salutując zaczął składać raport. Obserwując zajście, śmiesznym mi się wydało, jak mały człowieczek gada do potężnej, opancerzonej maszyny. Był to tylko błysk myśli, bo oto uchyliła się pokrywa wieży czołgu, a z niej wykrzywiona wściekłością gęba. Padł strzał z pistoletu, opadła gwałtownie salutująca ręka porucznika, a on sam wyprężył się, jakby w ostatnim pozdrowieniu swoich braci bolszewików, po czym miękko osunął się na bruk.
Pińsk, Polesie, 17 września
Moje zderzenie z bolszewikami we wrześniu 1939 roku, red. Krzysztof Rowiński, 1986.
Żołnierze! Co pozostało wam? O co i z kim walczycie? Dla czego narażacie życie? Opór wasz jest bezskuteczny. Oficerowie pędzą was na bezsensowną rzeź. Oni nienawidzą was i wasze rodziny, to oni rozstrzelali waszych delegatów, których posłaliście z propozycją o poddaniu się. Nie wierzcie swym oficerom. Oficerowie i generałowie są waszymi wrogami, chcą oni waszej śmierci.
Żołnierze! Bijcie oficerów i generałów. Nie podporządkowujcie się rozkazom waszych oficerów. Pędźcie ich z waszej ziemi. Przechodźcie śmiało do nas, do waszych braci, do Armii Czerwonej. Tu znajdziecie uwagę i troskliwość.
17 września
Zmowa. IV rozbiór Polski, oprac. Andrzej Leszek Szcześniak, Warszawa 1990.
Wykonawszy prawie stukilometrowy marsz od granicy, wieczorem grupa weszła do Nowogródka. Przed nami rozpościerał się dziwny obraz. Na ulicy żywego ducha. Miasto dosłownie opustoszało — wszędzie cisza. Polscy nacjonaliści zdążyli „popracować” przed naszym nadejściem i zastraszyli ludzi, rozpuszczając wieści, że bolszewicy rozprawiają się z ludnością cywilną, likwidując wszystkich — i młodych, i starych. Jednakże [ludność] nie bardzo w to wierzyła. Gdy mieszkańcy przekonali się, że sowieckie czołgi i karabiny maszynowe nie ostrzeliwują domów, a nasi żołnierze życzliwie się uśmiechają, wyszli na ulice, nie zwracając uwagi na późną porę.
Powstała żywiołowa demonstracja. Pojawiły się kwiaty, które kobiety i dziewczęta wręczały żołnierzom. Początkowo rzadko, a potem coraz częściej zaczęły się rozlegać powitalne okrzyki. Gdy przechodziliśmy przez miasto, ze wszystkich stron po polsku, białorusku i rosyjsku niosło się: „Niech żyje Armia Czerwona!”, „Niech żyje Związek Sowiecki!”.
Nowogródek, 17 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, oprac. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Zasnąłem spokojnie i, zdaje się, spałem długo. W nocy obudził mnie hałas w izbie. Panowało tu niebywałe podniecenie: niektórzy wyglądali przez okno, po czym obracali się ku nam i szlochali nieprzytomnym, rwącym się głosem: „Wolność...”.
Bereza Kartuska, 17 września
Bereziacy, red. Leonard Borkowicz i inni, Warszawa 1965.
Droga ze szkoły w Kutach nad Czeremoszem nie jest długa. W normalnych warunkach wystarczyłoby kilka minut nawet na marsz pieszy. Teraz jednak — choć „jedziemy” autem — ten niewielki kilometr wydłuża się bez końca. Mija kwadrans za kwadransem, a my ciągle tkwimy jeszcze wśród domków i ogrodów ostatniego polskiego miasteczka. [...] Posuwamy się wolno, krok za krokiem, zatrzymując się na długo co kilka metrów. Nie widać nic, czujemy jednak, że przed nami, za nami, obok nas — ścisk niewiarygodny. Przeładowane bagażem, przepełnione ludźmi wozy różnego typu — od olbrzymich ciężarówek i autobusów do małych motocykli — stłoczyły się w nieprzeniknionej ciemności na drodze [...]. Rumuni przepuszczają przez szlaban graniczny tylko po kilka aut naraz, zatrzymują je za szlabanem, sprawdzają dokumenty. [...]
Ludzie, przybici nieszczęściem — wyszarpani moralnie, znużeni i zmęczeni fizycznie — nie panują nad nerwami. Co chwila wybuchają awantury i wzajemne wymyślania. [...] Wszyscy chcieliby przekroczyć ten szlaban jak najprędzej.
Kuty, noc 17/18 września
Władysław Pobóg-Malinowski, Na rumuńskim rozdrożu. Fragmenty wspomnień, Warszawa 1990.
Około godziny 18.00 ruszyliśmy i my w stronę mostu [...]. Tymczasem zapadła noc, w znacznej ciżbie jedni płakali i modlili się, inni klęli i pomstowali na wszystko i wszystkich. Były wypadki samobójstw. Ten i ów schylił się i schował ukradkiem grudkę ziemi do kieszeni. Patos tych scen był nie do opisania. [...]
Upokorzeni i z goryczą piołunu w ustach, jechaliśmy teraz przez terytorium Rumunii. W ulewny deszcz przez Starożyniec dotarliśmy o 2.00 do Czerniowiec. Miasto było zawalone uchodźcami. Pojechaliśmy do naszego konsulatu [...]. Tam dopiero dowiedziałem się, że granicę Polski przekroczył też Śmigły, co w ówczesnym położeniu, gdy biły się jeszcze poszczególne jednostki i przy panujących wtedy nastrojach — zrobiło straszne wrażenie.
Kuty–Czerniowce, 17/18 września
Paweł Starzeński, Trzy lata z Beckiem, Warszawa 1991.
Uboga uliczka, zamieszkana przeważnie przez Żydów, zapchana jest — jak wczoraj jeszcze Kuty — wozami polskimi różnego typu. Ludzie niewyspani, pomęczeni gnieżdżą się jeszcze wewnątrz aut, wielu jednak powyłaziło już na zewnątrz. [...] W pewnym momencie ukazuje się i działać zaczyna rumuński Czerwony Krzyż. Panie z opaskami na rękach wynoszą z najbliższych domów tace. Chleb z masłem, pokrajany na duże kawałki biały ser. Będzie też gorące mleko dla dzieci. Dla dorosłych herbata. Wynoszą ją w konewkach, rozlewają do dzbanuszków i blaszanych kubków. Zbliżają się i do mnie. Dziękuję — czuję, jak coś mocno ściska mnie za gardło. Roztkliwiam się, taka nagła, gwałtowna zmiana! [...]
Jedni sięgają po posiłek gestem niepewnym, w zażenowaniu czy zakłopotaniu, czasami szepcząc wyrazy francuskiego podziękowania, częściej jednak bez słowa — w posępnym milczeniu. Inni zbyt hałaśliwie okazują swą radość i wdzięczność. [...]
Na placu — niedaleko stąd — Rumuni rozbrajają naszych żołnierzy. [...] Rozbrojonych ładują do polskich samochodów i wywożą w niewiadomym kierunku. [...] Podnosi się gorycz i żal do Rumunów. Czy nasz „sojusznik” nie może się zachować wobec nas — inaczej? [...] Żołnierza, który ma iść na zachód – bić się we Francji, rozbrajają tu i wywożą!... Gdzie?
Rumunia, Starożyniec, 18 września
Władysław Pobóg-Malinowski, Na rumuńskim rozdrożu. Fragmenty wspomnień, Warszawa 1990.
Marszałek Śmigły jest ogarnięty pesymizmem. Rumuni utrudniają nam egzystencję i pracę bardziej, niż wymagałaby tego ścisła neutralność. Rozdzielają nas. Pan Prezydent Rzeczpospolitej ma być umieszczony koło Bacău, rząd w Slănic, a Pan Marszałek wywieziony będzie do Craiovej, obok granicy bułgarskiej. Urzędnicy będą rozrzuceni w terenie, wojsko internowane, sprzęt zabrany.
Lepiej byłoby ewakuować się na Węgry.
Rumunia, Czerniowce, 18 września
Eugeniusz Kwiatkowski, Dziennik. Lipiec 1939 – sierpień 1940, oprac. Marian Marek Drozdowski, Rzeszów 2003.
Rząd Jego Królewskiej Mości prawdopodobnie uważać będzie, że na dłuższą metę najlepiej mu posłuży niezrywanie z tutejszym rządem, ale zakładam, że powinniśmy całkiem stanowczo odrzucić uznanie ważności jednostronnego twierdzenia ZSRR, że Polska przestała istnieć jako państwo.
Moskwa, 18 września
Henryk Batowski, Zachód wobec granic Polski 1920–1940. Niektóre fakty mniej znane, Łódź 1995.
Rząd brytyjski rozważył sytuację wytworzoną przez atak na Polskę dokonany z rozkazu rządu ZSRR. Agresja ta dokonana na sojusznika Wielkiej Brytanii, w chwili, gdy ten został powalony przez przeważające siły wystawione przeciw niemu przez Niemcy, nie może, zdaniem rządu Jego Królewskiej Mości, być usprawiedliwiona argumentami wysuniętymi przez rząd ZSRR.
Całkowite znaczenie tych wydarzeń nie jest jasne, ale rząd Jego Królewskiej Mości korzysta ze sposobności, by stwierdzić, że nic takiego, co się stało, nie może wpłynąć na postanowienie rządu Jego Królewskiej Mości, popierane w pełni przez społeczeństwo, by wypełnić nasze zobowiązania wobec Polski i by prowadzić nadal wojnę z całkowitą energią, aż do osiągnięcia wytyczonych celów.
Londyn, 18 września
Henryk Batowski, Zachód wobec granic Polski 1920–1940. Niektóre fakty mniej znane, Łódź 1995.
Dla uniknięcia wszelkiego rodzaju bezpodstawnych pogłosek odnośnie do zadań wojsk sowieckich i niemieckich, działających w Polsce, rząd ZSRR i rząd Niemiec oświadczają, że działania tych wojsk nie zakładają jakiegokolwiek celu sprzecznego z interesami Niemiec czy Związku Radzieckiego oraz przeciwstawnego duchowi i literze paktu o nieagresji zawartego między Niemcami a ZSRR. Przeciwnie, zadanie tych wojsk polega na tym, aby przywrócić w Polsce porządek i spokój, naruszone przez rozpad państwa polskiego, i pomóc ludności Polski w przebudowie warunków jej bytu państwowego.
Berlin–Moskwa, 18 września
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939. Geneza i skutki agresji, t. 1, red. Eugeniusz Kozłowski, Warszawa 1994.
W chwili wkroczenia bolszewików do Wilna, ogarnęło ogół ludności niewymownie bolesne przygnębienie. [...] Pierwsze dni to przewalanie się przez miasto w różnych kierunkach i demonstracyjnie, wszystkimi niemal ulicami, ogromnych ilości czołgów i wojska wszelkich broni. Tak zwany proletariat wielkiego Wilna nie objawiał żadnego entuzjazmu z przybycia „wybawców”. Czołgi powitała bukietami czerwonych kwiatów tylko grupa Żydów. Leniwie, na rozkaz, ukazywały się czerwone chorągwie na kamienicach, zalewając naprawdę miasto czerwienią dopiero z ukazaniem się enkawudystów. Po kilku dniach tu i ówdzie widoczne były na ulicach miast typy z tak zwanego proletariatu, w rzeczywistości kryminaliści w roli milicjantów. Zewnętrznie czynili ci osobnicy wrażenie oberwańców o bandyckich fizjonomiach, z karabinami w ręku lub na sznurkach.
Wilno, 19 września
Tadeusz Dionizy Pozniak, HIMID, sygn.: 41.186.
Żołnierze sowieccy nie rozumieli, dlaczego „uciemiężeni” — jak głosiła sowiecka propaganda — mieszkańcy ziemi wileńskiej nie witają ich i nie cieszą się z „wyzwolenia”. Dlaczego ulice są puste, na każdym kroku wieje tu chłodem i panuje złowieszcze milczenie. W pojęciu każdego bolszewika świat kapitalistyczny, do którego należała Polska, dzielił się na wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych — na bogatych i biednych. Oczy biednych mogły być zwrócone tylko w jedną stronę: jedynego sprawiedliwego, bo robotniczo-chłopskiego państwa — w stronę ZSRR.
Tymczasem tutaj jakoś nie było widać głodnych, gołych i bosych ludzi. W kraju rządzonym przez panów i obszarników nie było wcale powszechnej nędzy.
Wilno, 19 września
Henryk Sobolewski, Z ziemi wileńskiej przez świat GUŁAGU, Warszawa 1990.
19 września w godzinach wieczornych czołgi sowieckie wkroczyły do Włodzimierza Wołyńskiego i po otoczeniu terenu Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii żądano poddania się. Na skutek tego żądania generał [Mieczysław] Smorawiński, który był dowódcą obrony Włodzimierza, wysłał dwóch oficerów do generała [Michaiła] Bogomołowa, dowódcy sowieckiego, że podda się jedynie w tym wypadku, jeżeli wojsko będzie mogło udać się na zachód za Bug. Na podstawie wyrażenia zgody ze strony generała Bogomołowa nastąpiło dwustronne podpisanie umowy.
Włodzimierz Wołyński, 19 września
Piotr Żaroń, Agresja Związku Radzieckego na Polskę 17 września 1939. Los jeńców polskich, Toruń 1998.
20 września sformowana kolumna wymaszerowała w kierunku Uściługu pod dowództwem generała Smorawińskiego. Jednak na drodze tuż za koszarami 27 pułku artylerii, w lesie, zatrzymano całą kolumnę i oznajmiono, że na skutek zaszłych zmian w sytuacji międzynarodowej oficerowie złożą broń i od tej chwili uważani są za jeńców wojennych. Jakakolwiek obrona była niemożliwa, a to dlatego, że kolumna była otoczona czołgami, a szeregowcy byli rozbrojeni. Kolumnę zawrócono w kierunku na Łuck. Wszyscy staliśmy się jeńcami.
Włodzimierz Wołyński, 20 września
Piotr Żaroń, Agresja Związku Radzieckiego na Polskę 17 września 1939. Los jeńców polskich, Toruń 1998.
Mężczyźni, kobiety, dzieci, cywile i pozostałe w mieście grupki żołnierzy i oficerów — wszyscy razem. Nie ma czasu na sen i odpoczynek, nie ma w sercu miejsca na strach, na skargę, na zwątpienie — jest tylko wspólna wola: „Bronić się!”.
Na czele obrony miasta staje jego stary wiceprezydent, Roman Sawicki. Pierwszym naszym odruchem jest kopanie okopów i zapór przeciwczołgowych. Na wezwania powtarzane przez megafony zbierają się tysięczne rzesze ludzi z łopatami. Kopiemy rowy i stawiamy zapory na wszystkich możliwych drogach wiodących do miasta. Nie mamy przecież wywiadu, nie wiemy, z jakiej strony i który z dwu wrogów na nas uderzy.
Grodno, 20 września
Grażyna Lipińska, Jeżeli zapomnę o nich…, Paryż 1988.
Na most wjeżdża olbrzymi czołg, przerywa bez trudu nasze zapory, za nim drugi, trzeci, czwarty. Trzepoczą na nich czerwone chorągiewki. Na pierwszym czołgu bukiet kwiatów; gdzieś go kwiatami przywitano, ale nie w Grodnie. Żołnierz polski na przyczółku mostowym wali z działka przeciwlotniczego, przepuścił jednak pierwsze czołgi, trafił w czwarty, który zanim zdążył wjechać na most staje w płomieniach. Czołg pierwszy jest już na ulicy Mostowej i strzela w koszary. Celnie rzucona przez żołnierza butelka z benzyną wystarcza — czołg się pali. Jeden z czołgistów wyskakuje i płonąc pada koło dymiącej maszyny. Kiedy [...] podchodzimy do niego, jest martwy, twarz nie jest spalona i — o dziwo — zupełnie spokojna, płoną tylko brzuch i wnętrzności. Nakrywamy go zestrzelonymi gałęziami kasztanów.
Grodno, 20 września
Grażyna Lipińska, Jeżeli zapomnę o nich…, Paryż 1988.
Czołg strzela [z parku] w kierunku budynków poczty i KKO [Komunalnej Kasy Oszczędności]. Patrzę na to w odrętwieniu, ledwie pojmując, co się dzieje; nie słyszę prawie tych nowych i nie znanych mi dotąd odgłosów wojny. Dopiero bliski wystrzał stojącego koło kina „Apollo” działka doprowadza mnie do przytomności. Walą do tego czołgu w parku, który przerywa ostrzeliwanie budynków na ulicy Orzeszkowej, zwraca lufę w stronę działka i przy okazji moją, a następnie rusza ostro naprzód. Teraz wszystko zaczyna nabierać tempa: czołg strzela, wybuch pocisku, huk, kawałki cegieł, kurz, brzęk tłukącego się szkła. Strzela również działko spod kina. Na pancerzu czołgu jakieś błyski, zgrzyt gąsienic o bruk, czołg jest tuż-tuż, przetacza się obok mnie, dymiąc spalinami. Ogromny huk, jakieś zgrzyty, krzyki. Słyszę to wszystko, leżąc przerażony pod murem... A chciałem być bohaterem i brać udział w obronie Grodna. Jak wielka jest różnica pomiędzy rzeczywistością a marzeniami... Wtem słyszę czyjś zdyszany głos: „Rzucaj tę butelkę! Prędko, po cholerę ją trzymasz, wstawaj!”. Przytomnieję, obok mnie stoi żołnierz, prawdopodobnie z obsługi działka.
Nie bardzo wiedząc, co czynię, poderwany tym krzykiem, wybiegam na ulicę Dominikańską, widzę czołg stojący w szerokich obrotowych drzwiach kina, a pod nim zniszczone działko. Gąsienice przesuwają się z ogromnym hałasem do tyłu, robię kilka kroków i rzucam z całej siły butelką, która [...] rozbija się na pancerzu — od razu bucha duży płomień.
Grodno, 20 września
Czesław Grzelak, Wilno–Grodno–Kodziowce 1939, Warszawa 2002.
O godzinie 16.30 dowiedziałem się, że na południe od Grodna znajduje się dowódca 15 Korpusu Pancernego, bohater Związku Radzieckiego komdiw Pietrow. Natychmiast udałem się do niego i zameldowałem: „Miasto Grodno zdobyte, poczta, telegraf, bank, elektrownia, stacja kolejowa wzięte. Wystawiłem wartę z 5 kompanii 101 pułku strzeleckiego, ponieważ brakuje mojej piechoty. Czołgi i samochody pancerne rozlokowały się w mieście wzdłuż rzeki Niemen”.
Komdiw Pietrow odpowiedział mi na to: „Jak to «miasto zdobyte», skoro prowadzona jest strzelanina?”. [...] A potem dodał: „Wyprowadzić czołgi z miasta, w przeciwnym razie was spalą”. Oburzyłem się, bo przecież rano będziemy musieli znowu zdobywać miasto, ale komdiw Pietrow powiedział: „Do przeczesania miasta potrzeba od 3 do 5 tysięcy piechoty, a my jej nie mamy. Czołgi 15 Korpusu Pancernego stoją bez benzyny. Do rana mogę zatankować nie więcej niż szesnaście czołgów, które przekażę pod wasze rozkazy. Nocą podejdzie 4 Dywizja Kawalerii i jutro [22 września] od godziny 8.00 razem ze spieszonymi kozakami będziemy przeczesywać miasto”.
Po tym wyjaśnieniu wyprowadziłem z miasta czołgi, ale zostawiłem wartę w zajętych instytucjach i samochody pancerne do patrolowania ulic.
Grodno, 21 września
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów 17 września 1939, Działania wojsk frontu białoruskiego, t. 3, red. Czesław Grzelak, Warszawa 1995.
Lawina ludzka, ogarnięta paniką, gnała gdzieś przed siebie, często nie wiedząc, dokąd właściwie dąży i gdzie będzie kres tej wędrówki. Tempo nadawały samochody osobowe, które wyprzedzały nie tylko tabory konne, lecz i auta ciężarowe. Piękne limuzyny [...] najczęściej ze znakami rejestracyjnymi Warszawy, przeładowane były uciekającymi i ich rzeczami. Niezwykle przykre wrażenie sprawiał widok stosunkowo dużej liczby oficerów wyższych szarż uciekających razem z rodzinami.
Można było zobaczyć ludzi jadących na stopniach, na błotnikach, na zderzakach, kurczowo trzymających się klamek, ram okiennych itp. Rzeczy były poprzywiązywane wszędzie, gdzie tylko się dało.
Szczebrzeszyn, 21 września
Zygmunt Klukowski, Zamojszczyzna, t. 1: 1918–1943, Ośrodek KARTA, Warszawa 2007.
1) Polska armia, w momencie przejścia Armii Czerwonej do ofensywy, była na tyle zdemoralizowana, że nie stawiała prawie oporu, poza pojedynczymi przypadkami oporu wojsk pogranicznych, osadników i oddziałów wycofujących się pod kierownictwem naczelnego dowództwa.
2) Do niewoli zagarnięto bardzo wielu szeregowców i oficerów. [...] Wyselekcjonowuje się głównie oficerów. Wśród jeńców prowadzona jest praca polityczna. Uważam, że potrzebne jest polecenie rządu o wypuszczeniu do domów jeńców Białorusinów i Ukraińców po ich spisaniu. [...]
4) Przeważająca masa ludności przyjmowała Armię Czerwoną z entuzjazmem. Jednakże w wielkich miastach, zwłaszcza w Stanisławowie, inteligencja i sklepikarze zachowywali się powściągliwie. [...]
16) W związku z wielkim uciskiem narodowym Polaków wobec Ukraińców, cierpliwość tych ostatnich jest na wyczerpaniu i w niektórych przypadkach dochodzi między Ukraińcami a Polakami do bijatyk, a nawet do gróźb wyrżnięcia Polaków. Potrzebna jest pilnie odezwa rządu do ludności, ponieważ może przekształcić się to w poważny czynnik polityczny.
Stanisławów, 21 września
Katyń. Dokumenty ludobójstwa, t. 1: Jeńcy niewypowiedzianej wojny. Sierpień 1939 – marzec 1940, red. Wojciech Materski, Bolesław Woszczyński, Warszawa 1995.
Pod łopocącą na wietrze w rześki jesienny dzień flagą wojenną Rzeszy stali generałowie — niemiecki [Heinz Guderian] i sowiecki [Siemion Kriwoszein]. Owacje ludności zapowiadały [...] oddziały sowieckie. Potem słychać było zwielokrotniony chrzęst gąsienic i pojawił się pierwszy sowiecki czołg, obsypywany górą kwiatów. Niemiecka orkiestra wojskowa, która uplasowała się na wprost trybuny obok orkiestry sowieckiej, zaintonowała niemieckiego marsza. [...] Następnie niemiecki generał z upoważnienia Führera przekazał Sowietom w krótkich żołnierskich słowach miasto oraz twierdzę Brześć nad Bugiem. Obaj podali sobie dłonie. [...] Krótko pozdrowiliśmy w postawie zasadniczej Brześć nad Bugiem, zdobyty niemiecką bronią i przywrócony jego prawowitemu właścicielowi. [...] Wszyscy, którzy otaczali rozległy plac, żołnierze wszelkich rodzajów broni i wszelkich stopni, przebyli kampanię polską od samego początku [...]. Dla nich uścisk dłoni z Brześcia nad Bugiem, którego byli świadkami, stał się symbolem przyjacielskiego spotkania dwóch narodów. Ów uścisk dłoni stwierdzał, że Niemcy i Rosja jednoczą się, aby wspólnie decydować o losach Europy Wschodniej.
Brześć nad Bugiem, 22 września
Paweł Piotr Wieczorkiewicz, Kampania 1939 roku, Warszawa 2001.
Pod nieobecność dowódcy dywizjonu majora Chrystowskiego, otrzymałem telefon z dowództwa obrony. Rozmówca, major: „Jeśli zobaczy pan przed sobą jakieś obce, ale nie niemieckie czołgi, przepuści je pan przez barykadę!”.
Zdumiony w najwyższym stopniu zameldowałem, że rozkaz jest dla mnie niezrozumiały, na co rozmówca, poirytowanym już tonem, powtórzył te same słowa. Gdy ponownie oświadczyłem, że „rozkazu nie rozumiem”, zażądał podania mego stopnia, nazwiska i kazał natychmiast zameldować się w dowództwie.
Parę minut potem, wraz z adiutantem dywizjonu, zameldowałem się u podnieconego majora, który domagał się odpowiedzi, czego w jego rozkazie nie zrozumiałem. Do głębi wzburzony oświadczyłem, że rozkaz jest niewykonalny, gdyż, jak długo ja żyję, żaden obcy czołg przez barykadę nie przejedzie. Za to oświadczenie zagroził mi bezzwłocznym „postawieniem pod mur” z powodu niewykonania rozkazu w czasie wojny.
Starając się o zachowanie spokoju, oświadczyłem, że dotąd jeszcze nie odmówiłem wykonania niezrozumiałego rozkazu, teraz jednak, opierając się na regulaminie, domagam się wydania mi rozkazu na piśmie. Major aż zaniemówił z oburzenia, po czym, grożąc mi sądem wojennym, wypadł do drugiego pokoju, skąd, przez tapicerowane drzwi, słyszałem odgłosy ostrej sprzeczki.
Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł nie znany mi pułkownik. Podszedł do mnie z uśmiechem, mówiąc: „Teraz ja wydaję panu rozkaz dla pańskich armat: jeśli zobaczy pan przed sobą jakikolwiek obcy czołg, wali pan jak w kaczy kuper! Czy ten rozkaz pan zrozumiał?”. Ze słowami: „Tak jest, panie pułkowniku” strzeliłem obcasami i uścisnąwszy prawicę życzliwie uśmiechniętego rozmówcy wróciłem na pozycję.
Lwów, 22 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999
Na rozmowy z generałem [Władysławem] Langnerem wyznaczono [miejsce] przy pierwszej barykadzie ulicznej na wschodnim skraju Lwowa. Pierwsze rozmowy z generałem Langnerem zostały na jego prośbę przerwane na 30–40 minut. [...] Nie wyraził zgody na poddanie Lwowa, zwrócił się natomiast do naszych delegatów z prośbą, by nasze oddziały wstrzymały się na 30–40 minut od działań bojowych, a on w tym czasie skonsultuje się ze swoimi najbliższymi współpracownikami i władzami miasta. [...]
Po 40–50 minutach doszło do drugiego spotkania, w czasie którego generał Langner wyraził zgodę na [poddanie] oddziałom 2 Korpusu Kawalerii Lwowa i garnizonu lwowskiego. Tutaj też obie umawiające się strony ustaliły termin formalnego udokumentowania [wyników] rozmów na [godzinę] ósmą dnia 22 września.
Lwów, 22 września
Agresja sowiecka na Polskę w świetle dokumentów z 17 września. Działania wojsk frontu ukraińskiego, t. 2, red. Stanisław Jaczyński, Warszawa 1996.
Żołnierze!
Przez dziesięć dni załoga miasta Lwowa odpierała skutecznie natarcia niemieckie. Żołnierze obrony Lwowa zapisali piękną kartę w historii wojen, przeciwstawiając się wielkiej technicznej przewadze wroga, nie szczędząc krwi i życia. Gdy teraz na rozkaz żołnierze obrony schodzą ze swych pozycji, muszą wiedzieć, że nie poddajemy się w walce Niemcom, żeśmy im się oparli, że ustępujemy Lwów wojskom Sowietów, z którymi nie walczyliśmy i z którymi walczyć nam nie kazano. Ustępując ratujemy Lwów od zupełnego zniszczenia i Was, Żołnierze, zachowujemy dla dalszej pracy w Ojczyźnie i dla Ojczyzny.
Ciężką tą dla każdego żołnierza decyzją obciążam własne sumienie. Innego wyjścia dzisiaj nie mamy. Wam pozostaje rozkaz karnie wykonać — posłusznie spełnić Wasz ostatni, do czasu, żołnierski obowiązek.
Dziękuję Wam za krew i trudy.
Ojczyzna Wam tego nie zapomni.
Niech żyje Polska!
Lwów, 22 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Lwów był udekorowany w czerwone flagi, portrety Lenina, Stalina i jeszcze innych, ale ja ich nigdy wcześniej nie spotkałem w żadnym dzienniku, więc nic mi to nie mówiło. Stoję przed plakatem i płaczę, bo moja chluba — polski oficer — przedstawiony w obdartym mundurze na tle białej gęsi w polskim herbie — tego za dużo. Zdzieram i widzę obok Żyda z czerwoną gwiazdą na rękawie, który choć może już czuł się gospodarzem, jednak tylko upomniał mnie i dodał po rosyjsku: „Nie lzia” [Nie wolno].
Lwów, 23 września
Wspomnienia harcerzy — uczestników obrony Lwowa we wrześniu 1939 roku, opr. Janusz Wotycz, Kraków 2002.
Podczas marszu w lesie słyszeliśmy huk wybuchów kilka kilometrów przed nami. Gdy wyszliśmy z lasu, znaleźliśmy się na długiej grobli, która zasłana była trupami ludzi i koni, zniszczonymi wozami taborowymi i różnego rodzaju sprzętem. Grupki żołnierzy zbierały zwłoki i spychały wozy do wody, oczyszczając porytą lejami drogę na grobli, przez którą weszliśmy do wsi. Okazało się, że Sowieci zbombardowali z powietrza duży oddział taborowy, bezbronny i skazany na zagładę. Ludzie obsługujący wozy taborowe albo zginęli od bomb, albo [...] potonęli, a prowiant i sprzęt uległy zniszczeniu. Niektóre domy we wsi płonęły.
Nujno, woj. poleskie, 23 września
Mariusz Borowiak, Zapomniana flota. Mokrany, Gdańsk 2006.
Rankiem 24 września maszerowaliśmy leśną drogą. Przez konary drzew prażyło słońce. Byliśmy już parę godzin w marszu. Głodni i spragnieni. Nogi z trudem wydobywałem z piasku. Wyszliśmy na odsłoniętą przestrzeń, wielką polanę. Nagle usłyszałem huk motorów i znad lasu wyleciały sowieckie samoloty. Na drodze między leśnymi masywami rozpętało się istne piekło. Kolumna rozpadała się. Ludzie uciekali do lasu. Konie poniosły. Przewracały się furmanki. Wpadłem do rowu. Widziałem, jak padają rażeni pociskami ludzie i konie. Hałdy ziemi wylatywały w powietrze. Nasze karabiny ostrzeliwały samoloty. Nie ubywało ich jednak. Wciąż nadlatywały. Zdawało mi się, że to trwa już parę godzin. Nareszcie nalot ustał. Widok potworny. Z naszej kolumny niewiele pozostało. Nozdrza drażnił zapach prochu, swąd spalonego mięsa i mdły zapach krwi.
Okolice wsi Derewna, woj. poleskie, 24 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Wieczorem dostajemy rozkaz przekroczyć rzekę graniczną Marychę, udać się na Litwę, a stamtąd — oczywiście pojedziemy do Francji. [...]
Rzeka jest płytka, tak do pasa. Przechodzimy na drugą stronę, przezornie rozebrani od dołu i na bosaka. Walą całe tłumy żołnierzy. [...] Zostali tylko ochotnicy do partyzantek oraz — ale już na zawsze — młody oficer: strzelił sobie w łeb nie mogąc przeżyć hańby...
Siedzimy na dużej polanie czy może łące. W krzakach tkwią przerażeni Litwini: straż graniczna. Udają, że nas nie widzą, nie zgłasza się żadna ich władza, aby załatwić formalności internowania.
Granica polsko-litewska, 24 września
Jan Bieńkiewicz, AW, sygn. II/1153.
Zobaczyliśmy czołgi sowieckie, które czekały na nas rozstawione na swoich stanowiskach. Stało kilka samochodów opancerzonych i niezliczona masa Sowietów. Na czołgach wywieszono białe flagi. Do naszej grupy podszedł oficer sowiecki i zapytał, czy chcemy dalej walczyć, czy też poddać się. Usłyszałem odpowiedź kapitana marynarki Bończaka: „Nie chcemy walczyć i nie chcemy się poddać. Chcemy iść za Bug”. Oficer sowiecki odpowiedział, że możliwe są tylko dwie odpowiedzi: „poddać się” lub „walczyć”. Oficerowie Flotylli zdecydowali poddać się bez jednego strzału. Dano nam rozkaz oddania broni i stawienia się na zbiórkę. Pomaszerowaliśmy jeszcze pół kilometra. Sowieci rozkazali, by z grupy wystąpili oficerowie. Natychmiast zabrano im płaszcze, koce i wszelki ekwipunek wojskowy. Popędzono ich drogą w kierunku północno-wschodnim. Po jakimś czasie z tego kierunku usłyszeliśmy strzały. Pytaliśmy oficerów sowieckich, czy to znów jakiś polski oddział się broni. W odpowiedzi usłyszeliśmy: „To wasze pany są rozstrzeliwane w Mokranach”.
Okolice wsi Małoryta, woj. poleskie, 25 września
Mariusz Borowiak, Zapomniana flota. Mokrany, Gdańsk 2006.
Na słupach ogłoszeniowych przyklejony był w wielu miejscach rozkaz Naczelnego Wodza, że nie wolno strzelać do sowieckich żołnierzy, że Polska nie jest w stanie wojny z Rosją. Na sąsiednich, a nawet na tych samych słupach z drugiej strony, Sowieci przyklejali ogromne afisze przedstawiające sowieckiego żołnierza, który przebija bagnetem białego orła. Wszystko stało się zrozumiałe.
Kowel, 25 września
Bronisław Ciulik, AW, syng. II/1526/1k.
Do Lwowa dowieziono nas o zmierzchu i zatrzymano na krótką chwilę na rynku. Byliśmy stłoczeni w ciężarówce, od iluś dni nie myci, nie goleni, bez broni. Ciężarówka stanęła przy straganach z owocami. Jeden z nas chciał kupić parę jabłek i spytał o cenę. Gdy któraś ze straganiarek chciała nam te jabłka sprzedać, wystąpiła druga, potężna, gruba kobieta i odepchnąwszy z oburzeniem sąsiadkę, zaczęła chwytać w ogromne brązowe ręce jabłka i z błyszczącymi, pełnymi łez oczami rzucać je do aut. To była krótka chwila, ale zanim pilnujący nas bojec zdążył się obejrzeć, zostaliśmy zasypani jabłkami, papierosami, które nam wciskali przechodnie. Pamiętam wśród nich młodego Żyda z teczką, który również kupił nam jabłek i w takim pośpiechu rzucał je do naszego auta, że wrzucił przez pomyłkę razem z jabłkami i swoją teczkę. [...]
Wszystko, co widziałem wówczas we Lwowie, to te niezliczone odruchy całej ulicy, odruchy braterstwa, czułości, serca dla garstki stłoczonych, zhańbionych, bo rozbrojonych oficerów polskich w bolszewickiej ciężarówce.
Lwów, 27 września
Józef Czapski, Wspomnienia starobielskie, w: Na nieludzkiej ziemi, Paryż 1983.
Podzielono nas na grupy: oficerów, podoficerów i szeregowych. W grupie oficerskiej byłem ja, kapitan służby stałej Kazimierz Mikuliński z baonu KOP „Dawidgródek” oraz komandor podporucznik w stanie spoczynku Brodowski. Kazano nam oddać broń boczną, pieniądze, lornetki, mapniki, pasy; kiedyśmy to uczynili, bolszewicki oficer w stopniu kapitana zwrócił się do kapitana Mikulińskiego z pytaniami: Czy jest oficerem zawodowym? Jakim oddziałem dowodził? Gdzie się urodził i skąd pochodzi? Gdy otrzymał na każde pytanie odpowiedź zgodną z prawdą, oficer bolszewicki powiedział: „To wy priszli bit’ naszych krasnych bojcow? Wot tiepier budiet wam zawodowyj” [Przyszliście bić naszych czerwonych żołnierzy? Ja wam pokażę zawodowego].
Po tych słowach przyłożył do czoła oficera nagan i wystrzelił.
Zachacie, 28 września
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, opr. Czesław Grzelak, Warszawa 1999.
Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR, po rozpadzie dotychczasowego państwa polskiego, uważają wyłącznie za swoje zadanie stworzyć ponownie spokój i porządek, a żyjącym tam narodom zapewnić odpowiadające ich narodowym właściwościom pokojowe współistnienie. W tym celu uzgodniły, co następuje:
Artykuł 1.
Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR ustalają jako granicę wzajemnych interesów państwowych na obszarze dotychczasowego państwa polskiego linię, która powinna być bliżej opisana w protokole uzupełniającym.
Artykuł 2.
Obie strony uznają określoną w Artykule 1 granicę wzajemnych interesów państwowych jako ostateczną i oddalą wszelką ingerencję mocarstw trzecich w tę regulację.
Artykuł 3.
Niezbędny nowy porządek państwowy przejmie na terenach na zachód od podanej w Artykule 1 linii Rząd Rzeszy Niemieckiej, na terenach na wschód od tej linii Rząd ZSRR.
Artykuł 4.
Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR uważają przyszły porządek za pewny fundament postępującego rozwoju przyjacielskich stosunków pomiędzy narodami.
Moskwa, 28 września
Zmowa. IV rozbiór Polski, opr. Andrzej Leszek Szczęśniak, Warszawa 1990.
1. Jeńców wojennych żołnierzy — Ukraińców, Białorusinów i innych narodowości, których stronami rodzinnymi są terytoria Ukrainy Zachodniej i Białorusi Zachodniej — rozpuścić do domów. [...]
3. Wyodrębnić w oddzielną grupę jeńców wojennych żołnierzy, których strony rodzinne znajdują się w niemieckiej części Polski i zatrzymać ich w obozach do rozmów z Niemcami i decyzji w kwestii odesłania ich do ojczyzny.
4. Dla jeńców wojennych oficerów zorganizować oddzielny obóz. Oficerów w randze od podpułkownika do generała włącznie, a także ważnych urzędników państwowych i wojskowych, przetrzymywać oddzielonych od pozostałego składu oficerskiego w specjalnym obozie [w Starobielsku].
5. Agentów wywiadu, kontrwywiadu, żandarmów, służbę więzienną i policjantów — przetrzymywać w osobnym obozie [w Ostaszkowie].
Moskwa, 2 października
Polscy jeńcy wojenni w ZSRR 1939–1941, oprac. Wojciech Materski, Warszawa 1992.
Z dalekiego Polesia, znad Narwi, z jednostek, które się oparły w Kowlu demoralizacji — zebrałem Was pod swoją komendę, by walczyć do końca.
Chciałem iść najpierw na południe; gdy to się stało niemożliwe — nieść pomoc Warszawie.
Warszawa padła, nim doszliśmy. Mimo to nie straciliśmy nadziei i walczyliśmy dalej, najpierw z bolszewikami, następnie w bitwie pod Serokomlą z Niemcami.
Wykazaliście hart i odwagę w czasie zwątpień i dochowaliście wierności Ojczyźnie do końca.
Dziś jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka nie rokuje nadziei, a tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze przydać się może.
Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili — każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie. Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność, wiem, że staniecie, gdy będziecie potrzebni.
Jeszcze Polska nie zginęła!
Kock, 5 października
Obrona Polski 1939, oprac. Waldemar Strzałkowski, Warszawa 1990.
Rządzące koła Polski niemało się pyszniły „trwałością” swego państwa i „potęgą” swej armii. Jednakże wystarczające się okazało krótkie uderzenie w Polskę ze strony naprzód armii niemieckiej, a potem Armii Czerwonej, aby nic nie zostało z owego poczwarnego bękarta Traktatu Wersalskiego, który żył kosztem ucisku niepolskich narodowości. „Tradycyjna polityka” bezdogmatycznego lawirowania i gry pomiędzy Niemcami i ZSRR okazała się niewypłacalna i całkowicie zbankrutowała.
[...] Jak wiadomo, Polsce nie pomogły ani angielskie, ani francuskie gwarancje. Właściwie to i dotąd nie wiadomo, co to były za „gwarancje” (powszechny śmiech).
Moskwa, 31 października
Stosunki Rzeczpospolitej Polskiej z państwem radzieckim 1918–1943. Wybór dokumentów, opr. Jerzy Kumaniecki, Warszawa 1991.
Jesienią 1978 r., w rocznicę 17 września 1939 r., Ruch Obrony zorganizował pierwszą manifestację — uroczystości na cmentarzu na Kurczakach, gdzie są mogiły żołnierzy Września ’39 i gdzie kapelanem był nasz człowiek, ks. [Józef] Caruk. Biskup Rozwadowski go nie lubił, więc go tam zesłał. Benedykt Czuma zaproponował mi, żebym wygłosił kilka słów. Po mszy świętej ksiądz zapowiedział, że idziemy na mogiły. Złożyliśmy kwiaty, a ja wystąpiłem z przemówieniem, które nagrywało dwóch ubeków. Moja przemowa chyba się podobała. Co zabawne, po wszystkim dwie starsze kobiety podeszły do mnie i złożyły na moje ręce podziękowanie dla partii za tak piękną uroczystość. Ludziom się nie mieściło w głowie, że jest jakaś opozycja.
Łódź, 17 września
Władysław Barański, Niezależność najwięcej kosztuje, Łódź 2008.
Od początku września wprowadzono w Dzienniku TV nowy zwyczaj przypominania, co też ważnego w Polsce i w historii w danym dniu się stało, sięgając nawet do śmierci Dantego, różnych bitew, zdarzeń, wynalazków. Ciekawam, co powiedzą o dzisiejszym dniu, znamiennym tragedią Polski i czwartym jej rozbiorze 17 września 1939...
I cóż, słucham Dziennika, a tu nowa rubryka znikła jakby jej nigdy nie było! Już wiadomości sportowe i prognoza pogody, nic się nie stało w Polsce i na świecie, żadnego 17 września nikt sławny nie zmarł, dzień wykreślony...
Widocznie politrucy nie chcą drażnić Polaków, boć przecież teraz po zwolnieniu więźniów politycznych ma nastąpić „nowa era pojednania narodu”, a „władzom nie zależy na tym, ilu wrogów zniszczą, lecz na tym ilu ich zjednają” — jak głoszą oficjalne przemówienia...
Warszawa, 17 września
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Wielkopolanie!
Zbliża się 60. rocznica napaści na Polskę, rozpoczętej przez władców totalitarnych systemów, hitlerowskiego faszyzmu i stalinowskiego komunizmu.
W konsekwencji tej napaści rozgorzała wieloletnia II wojna światowa niosąca cierpienia i śmierć dla milionów ludzi różnej narodowości. Wśród ofiar wojny największe straty poniósł Naród Polski, pokonany militarną przewagą przez sąsiadów z zachodu i wschodu [...].
Kieruję zatem apel do całego Społeczeństwa Wielkopolski, do kombatantów, samorządów, stowarzyszeń oraz organizacji politycznych i młodzieżowych o godne uczczenie tych, którzy w II wojnie światowej polegli na polu walki, ginęli w komorach gazowych, więzieniach i kazamatach, czy też zostali zamęczeni na nieludzkiej ziemi.
Wzywam do licznego udziału w uroczystościach upamiętniających ich bohaterstwo. Apeluję o udekorowanie w dniach 1 i 17 września br. miejsc pracy i swoich mieszkań flagą narodową.
Niechaj w tych dniach pamięci narodowej nad całą Wielkopolską powiewa wolna i niepodległa Biało-Czerwona.
Wrocław, 31 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” Poznań nr 203, 31 sierpnia 1999.